Czy zdarzało się wam wielokrotnie popełniać te same błędy? A może podejmowałyście dobre postanowienia, by zmienić swoje zachowanie, ale nagły brak entuzjazmu, gorszy nastrój spowodowały, że kolejny raz zaczynałyście coś krytykować, narzekać lub po prostu być z siebie niezadowolone? Jeśli znacie takie historie z własnych doświadczeń to z pewnością zrozumiecie poświąteczny poranek naszych kochanych sióstr, kiedy to znów zaczęły zwracać większą uwagę na swoje ciężkie tobołki, niż na to, za co powinny być wdzięczne. Och, jak ciężko jest się pogodzić z czymś, czego tak bardzo nie lubimy robić, co sprawia nam trudność, zmusza do wyjścia ze strefy własnego komfortu lub po prostu - potwornie nas męczy. Ale czy nie wszystko w życiu jest po coś? Czy nie wszystko ma swoje miejsce i czas? Czy nie każde doświadczenie niesie za sobą naukę?
"(...) nie ma co jęczeć, tylko brać tobołki na plecy i z pieśnią na ustach iść dalej, jak to robi mamisia".
"A nadzieja nie sprawia zawodu, bo dzięki danemu nam Duchowi Świętemu miłość Boga przepełnia nasze serca"
(Rz 5,5)
Wszystkie tego ranka miały ponury nastrój - Beth cierpiała na ból głowy, Amy dręczyły nieodrobione lekcje i brak kaloszy, Meg, jak wiemy była przygnębiona swoją szarą codziennością, Jo robiła harmider, Hanna miała gderliwy nastrój i nawet pani March była rozdrażniona tym, że nawet na chwilę nie może się skupić na pracy, słuchając wywodów córek. Trzeba było jednak spełniać swoje obowiązki i chwytać dzień takim, jaki jest.
Josephine, za pozwoleniem rodziców, dorabiała sobie, jako płatna towarzyszka ciotki March, która potrzebowała pomocy. I chociaż wolałaby pewnie robić coś bardziej ciekawego niż zabawiać starszą panią, to jednak, mimo pewnych nieporozumień, dogadywały się ze sobą dobrze i obie miały do siebie słabość. Wyszła zatem do pracy opuszczając dom razem z Meg, która znalazła posadę guwernantki w domu Kingów. Mimo skromnego wynagrodzenia, mogła choć na chwile poczuć się bogatsza. Pozostałe siostry zajęły się swoimi obowiązkami, a mamisia zabrała się do pracy.
Louisa May Alcott opisała każdą z dziewczyn, wymieniając ich talenty, zainteresowania, marzenia, pragnienia, ale też słabości. I tak, dowiadujemy się kolejny raz, że Jo jest molem książkowym, który uwielbia zaszywać się podczas drzemki ciotki March w jej bibliotece i zaczytywać się w romansach, książkach historycznych, podróżniczych czy albumach. Była niecierpliwa i miała ostry język - to właśnie najczęściej wpędzało ją w tarapaty. Wiedziała jednak, że wypady do ciotki były dobre i pożyteczne, bo pozwalały jej na niewielki zarobek.
Beth bała się obcych i z tego powodu nie chodziła do szkoły. Była bardzo pomocna, pomagała dbać o porządek domu, wyręczając w tym pozostałe siostry. W zamian oczekiwała jedynie miłości! Sama też dzieliła się dobrymi uczuciami z każdnym - nawet ze starymi lalkami, które z chęcią cerowała, naprawiała i dawała im kolejne życie. Miała dobre serce, ale oczywiście także miewała swoje problemy. Kochała muzykę i grę na fortepianie dlatego czasem popłakiwała cicho, że przychodzi jej grać na starych, pożółkłych klawiszach. Często jednak powtarzałą sobie z nadzieją, że jeśli kiedyś zasłuży to na pewno będzie brać lekcje gry na ukochanym sprzęcie.
Największym utrapieniem Amy był jej nos, choć nikt poza nią, nie zwracał na niego uwagi. Kochała rysować i miała do tego prawdziwy talent. Cieszyła się popularnością wśród koleżanek, umiała szydełkować, czytać po francusku, ale także miałą skłonność do próżności i egoizmu. Była artystyczną duszą, która często przeżywała różne męki (np. gdy musiała nosić po kuzynce znoszone ubrania).
Meg, jak już wspominałam, bywała zazdrosna o majątek innych. Marzyła zawsze o ładnych rzeczach, szczęśliwym życiu i sukcesach. Z takiego poczucia niesprawiedliwości bywała czasem wrogo nastawiona do innych. Nie wiedziała jeszcze, że jest bogata w wartości, które zapewniają prawdziwie szczęście w życiu.
"Oświadczam wam: bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam oświadczam: łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igły, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego"
(Mt 19,23)
"Nie opierajcie swoich nadziei na dopuszczaniu się krzywdy, nie budujcie swych marzeń na grabieży; jeśli nawet napływa bogactwo, nie przywiązujcie do niego serca"
(Ps 62,11)
Siostry wspierały się wzajemnie. Szczególnie Meg dogadywała się z Amy, a Jo wyjątkowo czule opiekowała się Beth. Po powrocie do domu zaczęły opowiadać sobie, co spotkało ich tego dnia, który przecież rozpoczął się dla wszystkich podłym nastrojem. Okazało się, że:
- dzięki Josephine znudzona ciotka March zaczęła czytać zabawną książkę, co znacznie poprawiło jej nastrój;
- Meg po całym dniu opieki nad małymi urwisami stwierdziła, że to wspaniale, że nie mają w domu niedobrych braci, którzy przynosilby wstyd rodzinie,
- Amy stwierdziła, że nie ma nic gorszego jak okrycie się wstydem za swoje niedobre zachowanie na oczach całej klasy, zupełnie jak Susie Perkins... nawet jeśli na palcu miała przepiękny pierścionek!
- Beth podczas zakupów na własne oczy mogła zobaczyć dobroć pana Laurenca, który chojnie obdarował biedną kobietę ogromną rybą, by ta mogła ugotować obiad dla swoich dzieci,
- mamisia poznała starszego pana, który na wojnę wysłał czterech swoich synów, z czego dwóch poległo, jeden jest w niewoli, a czwarty ciężko chory, co od razu dało jej pstryczka w nos, by nie narzekać na los i brak męża w domu - jak widać inni przeżywają jeszcze gorsze dramaty codzienności.
"Niech Pan rozpromieni swoje oblicze nad tobą i niech będzie ci łaskawy. Niech Pan obróci swe oblicze ku tobie i niech cię obdarzy pokojem"
(Lb 6,25-26)
Na koniec rozmowy mądra pani March opowiadziała córkom bajkę o czterech siostrach, które miały wszystko pod dostatkiem - niczego im nie brakowało - a mimo podejmowanach przez nie postanowień, by zmieniać się na lepsze, wciąż porównywały się do innych i skupiały się na tym, czego nie mają, na swoich słabościach i trudnościach. W opowiadanie wplatała wszystkie historie, które wydarzyły się tego dnia, pokazując, że chociaż rano narzekały, mają za co na koniec dnia być wdzięczne - bo przecież u każdej z nich wydarzyło się coś pozytywnego. Córki od razu rozpoznały siebie w tej bajce, mówiąc, że "palnęła im niezłe kazanie". Wszystkie z nich potrzebowały tej życiowej lekcji, by przed snem pomyśleć o tym, za co są wdzięczne - łaskach, jakimi zostały obdarzone.
"Moje żałosne skargi zamieniłeś w taniec, podarłeś mój wór pokutny i opasałeś mnie radością"
(Ps 30,12)
"Za sprawą Pana znowu zgromadzeni powrócą i wejdą, szczęśliwi, na Syjon. Wieczna radość będzie nad nami. Nad nimi uwielbienie i wesele. Ogarnie ich szczęście, a ustąpi ból, zasmucenie i jęki"
(Iz 35,10)
"Odstąp od zła, czyń dobro, szukaj pokoju, dąż do niego"
(Ps 34,15)
* * *
I tak sobie myślę, że każdy z nas ma trochę z Jo, Meg, Beth i Amy. Często, mimo szczerej chęci poprawy, gubimy się w swoim życiu, tracąc zapał, entuzjazm, pokój serca. Porównujemy swoje osiągniecia do innych, obliczamy kogoś majątki, narzekamy na swój wygląd, nie dostrzegamy dobra, jakie jest na wyciągnięcie ręki. Dopiero, gdy coś się wydarzy - zwłaszcza w życiu kogoś innego - widzimy, jakby wyraźniej, że u nas w sumie ta codzienność jest całkiem łaskawa.
"Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, za wszystko dziękujcie, bo taka jest względem was wola Boga w Chrystusie Jezusie"
(1Tes 5,16-18)
Ewa Liegman w swojej książce Nocny stróż napisała, że "można być w zupełnej ciemności w środku pięknego dnia. A można cieszyć się światłem w długie, ponure, jesienne wieczory". Te nasze mroki, które nas przykro doświadczają pomagają nam rozpoznać światło. Ważne by je widzieć, nie tracić nadziei, że już nad nami wieczna, czarna chmura. Nie ma takiej ciemności, w której nie można dostrzec choć jednego płomienia zapalonej, małej świecy. W moim, Twoim sercu też się ona pali.
"Lud, który był pogrążony w ciemności, ujrzał wielkie światło"
(Mt 4,16)
"Ja jestem światłem świata. Kto pójdzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia"
(J 8,12)
Uczmy się zawsze dziękować Bogu za dobre sytuacje w naszym życiu, nawet jeśli doświadczamy czegoś, co jest dla nas trudne i niezrozumiałe.
"Za pełnię wesela uważajcie, moi bracia, gdy wystawiani jesteście na różne doświadczenia. WIedzieć przecież powinniście, że próba naszej wiary prowadzi do wytrwałości. Wytrwałość natomiast niech osiąga czyn dojrzały, abyście dojrzali byli i cali, w niczym nie wykazując braków"
(1Jk 1,2-3)
Błogosławię, jeśli doczytaliście do końca! ♥
0 komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.