Kolejny rozdział powieści Louisy May Alcott rozpoczyna się błogim widokiem, kiedy to Jo otulona szalem siedzi w starej sofie i chrupiąc jabłka zaczytuje się w Dziedzicu Redclyffe'u. Któż z nas w pędzie swojej codzienności nie marzy czasem, by wygodnie rozsiąść się w fotelu w towarzystwie ukochanej lektury? Jo pragnęła jedynie rozkoszować się ciszą i chwilą na czytanie, jednak wiemy, że takie urocze dla nas momenty często przerywane są przez osoby trzecie. I tak, w tej oto sytuacji, nagle przed nią pojawiła się Meg, która z radością wykrzykiwała, że nareszcie dotarło do nich zaproszenie od pani Gardiner na "skromne przyjęcie w wigilię Nowego Roku". Bilecik adresowany był do Josephine oraz Margaret - dwie siostry, które były swoimi przeciwieństwami. Meg, zwracała uwagę na piękny ubiór, modne dodatki, znała się także na dobrym wychowaniu, wiedziała, jak należy się zachować na takich spotkaniach. Z kolei Jo, nie dbała o to, w co będzie ubrana, kierowała się zwykle wygodą i nie interesowała się przesadnym strojeniem. Czy wyobrażacie sobie ich wspólne przygotowania do tego wyjścia? Ja kolejny raz uśmiałam się do łez, czytając ten rozdział!
(Iz 40,1)
(Mt 7,12)
(1Tm 5,8)
(Mt 25,40)
(Hbr 13,16)
Gdy już były na przyjęciu, Meg szybko odnalazła się w towarzystwie i nie czuła skepowania, bo już wcześniej znała córki pani Gardiner. Natomiast Jo, która nie przepadała za towarzystwem dziewcząt i nie gustowała też w ploteczkach - "stała sztywno, oparta o ścianę i czuła się tak obco jak słoń w składzie porcelany".
(91,10-11)
(Prz 17,17)
(Łk10, 33-34)
0 komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.