17 sty 2023

#SŁOWOZMAŁYMIKOBIETKAMI - ROZDZIAŁ II: WESOŁYCH ŚWIĄT!

Drugi rozdział Małych kobietek rozpoczyna się... świątecznym porankiem! Nareszcie nasze kochane siostry mogą spojrzeć pod poduszkę! To właśnie tam miały na nie czekać przygotowane przez ukochaną mamę przewodniki ze wskazówkami dla chrześcijanina. Szybko sprawdzają czy "mamisia" nie zapomniała o swojej obietnicy. Pierwsza spojrzała Jo. Z radością ujrzała niewielką książkę w pąsowej okładce, którą znała doskonale. Meg sprawdziła, że jej książka ma kolor zielony, a gdy zobaczyła obrazek z kilkoma słowami wypisanymi ręcznie przez mamę, poczuła, że prezent jest jeszcze bardziej wyjątkowy i cenny. Beth ucieszyła się z książki w gołębiej oprawie, a lektura Amy była w kolorze błękitnym. Każda z nich miała swój cenny skarb, swoje osobiste egzemplarze... no właśnie? Czego? Czy domyślacie się, co córki otrzymały od swojej ukochanej mamy?


Gdy Jo sięgnęła pod poduszkę i wyciągnęła z niej niewielką książkę w pąsowej okładce, pojawia się informacja, że była to lektura bardzo dobrze jej znana. Możemy także przeczytać krótki jej opis:

"Była to owa piękna stara opowieść o najlepiej przeżytym życiu, prawdziwy przewodnik dla każdego pielgrzyma udającego się w daleką drogę".

Pozostaje dyskusja, czy to odniesienie nawiązuje do Wędrówki Pielgrzyma, Johna Bunyana (książki, o której mowa w pierwszym rozdziale), czy do Nowego Testamentu, a może całej Biblii? Wyszukałam na zagranicznych blogach taką ciekawą informację, że Samuel Joseph May, ukochany wuj Louisy May Alcott, który miał głęboki wpływ na jej życie, był znany z tego, że mówił o Jezusie, używając podobnego języka do niej - elokwentnie, ale prosto - wyrażając: "najlepsze życie, jakie kiedykolwiek przeżyto". Zarówno Stary, jak i Nowy Testament są pełne proroctw, odniesień, jeśli nie bezpośredniej narracji, odnoszącej się do życia Jezusa (szczególnie w księgach Izajasza, Mateusza, Łukasza, Marka i Jana). Można zatem myślęć, że małe książeczki pod poduszką były Biblią, zawierającą cały tekst (ST i NT), chociaż częściej widziałam informację, że były to osobiste egzemplarze Nowego Testamentu. Wydaje mi się to być bardziej prawdopodobne, chociażby ze względu na wielkość i grubość tych książeczek, które opisywane są przecież jako "niewielkie".

Jeśli pani March podzieliła się z dziećmi Biblią (lub jej częścią) to o Słowie Bożym, które ma być kompasem i światłem w ich wędrówce ziemskiej, możemy w Piśmie Świętym przeczytać:

"Twoje słowo jest pochodnią dla stóp moich i światłem dla moich ścieżek"
(Ps 119,105)

"Ja jestem światłem świata. Kto pójdzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia"
(J 8,12)

"Ja jestem drogą, prawdą i życiem"
(J 14,6)

Co oznacza oczywiście, że pielgrzymując po tym świecie z wiarą, kierując się Bożymi przykazaniami i Jego Słowem, zawsze zobaczymy na naszej drodze światło. Bo pewnie, jak wszystkim, nawet osobom głęboko zakorzenionym w Słowie, zdarzy im się pobłądzić, ale Biblia jest najlepszym przewodnik, jaki pozwala nam wrócić na właściwie tory. Słowo Boże dodaje nam sił, motywuje, pokrzepia - o czym podobnie powiedziała Meg spokojnym tonem:

"Mama życzy sobie, abyśmy czytały tę książkę, kochały ją i żyły jej treścią. Zawsze byłyśmy wierne tej powiastce, ale odkąd tatuś wyjechał, a wojna zburzyła nasze dotychczasowe życie, zaniedbałyśmy wiele spraw. Zrobicie, jak zechcecie, ale ja zamierzam trzymać mój egzemplarz na nocnym stoliku i co rano, zaraz po przebudzeniu, czytać choćby kilka wierszy. Wiem, że to dobrze na mnie wpłynie i doda sił na cały dzień".

Cóż więcej mogłabym dodać do tak mądrej wypowiedzi? :)



Siostry zaczęły się krzątać się po domu. Chciały podziękować mamie za prezenty, ale okazało się, że gdzieś wyszła. Hanna, uważana bardziej za przyjaciółkę domu niż służącą, poinformowała je, że Pani March poszła za "żebrakiem", który zapukał do drzwi, by sprawdzić w czym może mu pomóc, co mu potrzeba. Dodała także burcząc pod nosem, że nie widziała jeszcze takiej kobiety, która tak ochoczo rozdaje na prawo i lewo jedzenie, picie i opał. A przecież same miały tego niewiele.

Małe kobietki wzięły się zatem za pakowanie prezentów dla mamy. Zauważyły, że w koszyku brakuje flakonika z perfumami, a wśród nich, Amy. Okazało się, że siostra, mimo młodej godziny, zdążyła już załatwić ważną dla niej sprawę. Może pamiętacie, jak w pierwszym rozdziale Amy zaproponowała, że jako prezent dla mamy kupi wodę kolońską i jeszcze zostanie jej trochę pieniędzy na kredki? Zmieniła jednak zdanie i postanowiła, że kupi dla ukochanej "mamisi" większy flakonik, wyzbywając się egoizmu i nie myśląc już o swoich zachciankach. Ta postawa jest naprawdę ujmująca i chwytająca za serce, tym bardziej, że wiele razy później powtarzała, że jest bardzo zadowolona z tej decyzji.

Widać tu wielką pracę nad sobą, pokorę, wyrzeczenie, jakąś walkę wewnętrzną też. Przecież to młoda dziewczyna z wielką pasją do rysowania i malowania - na pewno bardzo cieszyłaby się z nowych kredek Fabera. Jednak tym razem czuła w sercu, że więcej szczęście da jej widok radosnej mamy.

"Pycha poniża człowieka, a Pan pokornych chwałą wywyższy"
(Prz 29,23)

"Gdzie wkradła się pycha, tam i pogarda, a usta pokornych zajmują się mądrością"
(Prz 11,2)

"Niech nikt nie szuka, co swoje, lecz co bliźniego"
(1 Kor 10,24)

"W sobie dawaj wzór dobrych czynów"
(Tt 2,7)



Gdy nareszcie mama wróciła do domu, córki były już bardzo głodne. Zanim jednak usiadły do stołu, Pani March chciała się z nimi podzielić pewną propozycją. 

"Niedaleko stąd leży biedna kobieta z nowo narodzonym maleństwem. Sześcioro dzieci tłoczy się na jednym łóżku dla ochrony przed zimnem, bo brakuje opału. Nie mają też nic do jedzenia. Najstarszy chłopiec przyszedł mnie zawiadomić, że wszyscy są głodni i zmarznięci. Słuchajcie, moje panny, może byśmy oddały im nasze śniadanie w gwiazdkowym podarunku?"

Co mogły poczuć nasze głodne, małe kobietki? Ja zwykle, gdy jestem głodna - jestem rozdrażniona, nie mogę się na niczym skupić. Pewnie miały podobnie, ale szybko pokazały, jak dobre są ich serca. Jo wykrzyknęła impulsywnie:

"Jak to dobrze, że nie zaczęłyśmy jeszcze!"

- i zaczęły planować, co zabiorą na świąteczne śniadanie do swoich sąsiadów. Postawa naprawdę godna naśladowania! Bezinteresowna pomoc, chęć sprawienia radości w Święta, branie przykładu z postawy swojej mamy. Tu wyszukałam kilka pasujących biblijnych przesłań:

"Dzieci, bądźcie we wszystkim posłuszne rodzicom, bo to miłe jest Panu"
(Kol 3,21)

"Ktoś mądry i uczony wśród was? Niech w dobrych postępowaniu okaże swoje uczynki spełniane ze słodyczą mądrości"
(Jk 3,13)

"Bo Jego dziełem jesteśmy! Stworzeni zostaliśmy w Chrystusie Jezusie z myślą o dobrych czynach, które Bóg wcześniej uczynił możliwymi do wykonania, abyśmy się w nich ćwiczyli"
(Ef 2,10)





Niedługo wszystko było gotowe i udały się do potrzebujących pomocy. Ich lokum było zimne, ciemne, brudne. W takich warunkach siedziała chora matka z kwilącym niemowlęciem, a obok pod jedną kołdrą kuliło się kilkoro wygłodniałych dzieci. Obraz przykry i smutny. Wszystkie kobiety zabrały się do pracy - widać tu wielką chęć pomocy i zorganizowanie. Każda miała swoje zadanie do wykonania (napalenie w piecu, nakrycie stołu, uszczelnienie okien, przebranie maleństwa, nakarmienie rodziny), co więcej, robiła to z oddaniem i miłością do bliźniego. 

"Kto by miał dobra tego świata i widziałby, że brat jego cierpi nędzę, i zamknąłby przed nim swoje serce, jak miłość Boga może w nim się utrzymać?"
(1J 3,17)

"Błogosławieni ubodzy, bo wasze jest królestwo Boże. Błogosławieni, którzy teraz jesteście głodni, bo zostaniecie nasyceni. Błogosłwieni teraz płaczący, bo śmiać się będziecie"
(Łk 6, 20-21)

Co więcej, uboga rodzina, mówi łamaną angielszczyzną. Po krókich zdaniach i zwrotach z j. niemieckim można mniemać, że być może stamtąd pochodzą. I tak pięknie pasuje tu fragment z Ewangelii według św. Mateusza, na który zwróciła uwagę także Rachel Dodge:

"Bo byłem głodny, i daliście mi jeść, byłem spragniony, i daliście mi pić, przybyszem byłem, a przygarnęliście mnie; nagi - a odzialiście mnie; zachorowałem, i odwiedziliście mnie; znalazłem się w więzieniu, a przyszliście do mnie"
(Mt 25, 35-36) 

Dziewczęta zostały nazwane "anielskimi dziećmi", co było dla nich bardzo miłe. I chociaż niczego nie zjadły, ani nawet nie spróbowały były szcześliwe, że wychodząc od ubogich sąsiadów zostawiły za sobą radość. Same zajadały się jedynie chlebem i mlekiem - i to wydawało się im wtedy najpyszniejsze na świecie.

"Czyż oni wszyscy nie są duchami służebnymi, posyłanymi do służby wśród tych, którzy mają osiągnąć zbawienie?"
(Hbr 1,14)

"Oto ja wysyłam swojego anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie drogi i aby cię wprowadził do kraju, który przygotowałem dla ciebie"
(Wj 23,20)

Bardzo mi ten ostatni fragment pasuje do całego obrazu. Biedna rodzina, mówiąca nie za dobrze po angielsku, jest na pewno w jakieś drodze, szukając miejsca dla siebie. W tym czasie otrzymują pomoc od dobrych kobiet, które są dla nich niczym dobre anioły...



Gdy wróciły do siebie, nareszcie mogły zaprowadzić mamę do honorowego miejsca, w którym będzie odpakowywać swoje prezenty. Była wzruszona niespodzianką od córek, a wszystko, co dla niej przygotowały zaraz znalazło swoje odpowiednie miejsce.

"Było mnóstwo śmiechu, pocałunków i prostych czułych słów, które zawsze dają tyle radości podczas domowych świąt, a później po powrocie do codziennej szarzyzny, zapewniają miłe wspomnienia. Potem wszyscy raźno zabrali się do pracy".

Opis tej sytuacji przypomina nam bardzo o wdzięczności za małe, proste rzeczy w naszym życiu, które dodają nam radości na cały dzień. Czasem nie trzeba nic wyszukanego, by okazać komuś miłość, a zwykłe, proste gesty. 

"Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, za wszystko dziękujcie, bo taka jest względem was wola Boga w Chrystusie Jezusie"
(1 Tes 5,16-18)

Później małe kobietki rozegrały domową sztukę, którą wcześniej przygotowały. Przedstawienie było starannie zaplanowane, podobnie jak dekoracje i wszelkie dodatki. Nie zabrakło przy okazji tego wydarzenia zabawnych momentów, przy których szczerze się uśmiałam, wyobrażając sobie jak "łóżko zamienione na pierwszy rząd złożyło się z trzaskiem, gasząc entuzjazm publiczności" lub gdy tren zaplątał się o dekoracje i jedna z aktorek "runęła  z trzaskiem, grzebiąc w ruinach nieszczęsnych kochanków". Za to także pokochałam Małe kobietki - za humor, którego tu w opowieściach nie brakuje!

Po sztuce zjawiła się Hanna i w imieniu pani March zaprosiła panienki "na kolacja". Widok suto nakrytego stołu zrobił na nich wielkie wrażenie:

"Owszem, to podobne do mamisi, że pomyślała o poczęstunku, ale tylu wyszukanych przysmaków dziewczęta nie widziały w tym domu od dawno minionych dobrych czasów. Były tam lody - nawet gwa gatunki: różowe i białe - ciasto, owoce, wspaniałe francuskie cukierki, a po środku stały cztery bukiety cieplarnianych kwiatów!".

Córki zastanawiały się jak to wszystko zorganizowała mama, ciesząc się i zgadując, że to może sprawka dobrej wróżki lub świętego Mikołaja - w końcu miały Święta Bożego Narodzenia. Pani March wytłumaczyła im, że wszystkie dobroci, które widzą zostały przysłane od starego pana Laurenca, dziadka chłopca, który mieszkał niedaleko. 

"Hanna wygadała się przed jedną z jego służących o naszym śniadaniu. Ten pan jest zdziwaczałym staruszkiem, ale wasz postępek mu się spodobał. Wiele lat temu pan Laurence znał mojego ojca, a dziś po południu przesłał mi uprzejmy bilecik. Prosił, abym pozwoliła mu dać wyraz życzliwości, jaką żywi wobec moich dzieci, i przesłać im parę drobnostek dla uczczenia śiątecznego dnia. Nie mogłam odmówić i oto za skromne śniadanie macie na kolację prawdziwą ucztę!".

Jo podejrzewa, że starego pana Lawerenca do takiego dobrego uczynku namówł wnuk, który jak sama uważa, jest świetnym chłopakiem i marzy, by go poznać. Widać jednak, że potrzebuje nieco humoru i rozrywki - snuje już zatem plany, jak mu w tym pomóc.

"Oświadczam wam, że ile razy robiliście [coś] dla jednego z tych moich najmniejszych braci, dla mnie robiliście" 
(Mt 25,40)

"Nie zapominajcie o dobroczynności i solidarności, bo takie właśnie ofiary miłe są Bogu"
(Hbr 13,16)

"Jeśli zatem wy potraficie, choć zepsuci jesteście, dawać swym dzieciom dobre dary, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, proszącym Go. Tak wszystko ludziom czyńcie, jak chcielibyście, aby wam czynili"
(Mt 7,11-12)

Widać bardzo jak Bóg wynagradza w odpowiednim czasie. Często jest tak, że coś może szybko kalkulujemy w głowie, czy dana nasza reakcja będzie dla nas korzystna, opłacalna, a przecież bezinteresowna pomoc, z miłością i poszanowaniem drugiego człowieka, zupełnie bez oczekiwań z drugiej strony jest najbardziej potrzebna w naszej codzienności.

Drugi rozdział zawierał wiele cennych lekcji, które każdy z nas może sobie przemyśleć zgodnie z własnym sumieniem. Czy pomagamy bezinteresownie? Czy potrafimy zapomnieć o własnych potrzebach i zachciankach, by sprawić radość drugiej osobie zamiast sobie? Czy cieszymy się, gdy nasi bliscy są szczęśliwi? 

Błogosławię, jeśli doczytaliście do końca! 



0 komentarzy

Prześlij komentarz

Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.