10 sty 2023

#SłowoZMałymiKobietkami - ROZDZIAŁ I: ZABAWA W PIELGRZYMÓW

Pierwszy rozdział Małych kobietek Louisy May Alcott rozpoczyna się zwykłym, domowym obrazem, kiedy to cztery siostry - Jo, Meg, Amy i Beth - rozmawiają ze sobą, siedząc przed ciepłym, przyjemnym kominkiem. Rozprawiają na temat zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Temat bardzo miły! Sami przecież uwielbiamy okres okołoświąteczny, kiedy to wszystko dookoła wydaje się być wyjątkowe, inne niż o każdej porze roku. Siostry natomiast, mimo pięknego klimatu, tracą swoją energię na narzekanie. Od Jo, leżącej przed kominkiem, usłyszymy naburmuszonym tonem, że "Gwiazdka bez prezentów to  żadna Gwiazdka". Meg, z niesmakiem zerkając na swoją starą sukienkę, użala się nad losem ludzi biednych, twierdząc, że to okropne. Amy z urazą stwierdza, że to wielce niesprawiedliwe, że jedne dziewczynki mają mnóstwo ślicznych rzeczy, a inne w ogóle nic. Jedynie Beth pociesza młodsze siostry, przypominając im, że mają mamę, tatę i siebie nawzajem. Czy ten jeden argument trafi do serc małych, dorastających kobietek? Czy w ich rozmowach potrafimy dostrzec wiele zachowań ze swojej codzienności? Co Bóg mówi nam w swoim Słowie na poruszane w pierwszym rozdziale problemy? 


W rozmowie sióstr, oprócz niezdrowego porównywania się do innych, które wyraźnie odbiera im entuzjam, mamy także licytowanie się, która z nich ma najciężej. Przy okazji wymieniania na co wydadzą jednego dolara, którego mają do dyspozycji w ramach zakupów świątecznych, zaczynają wyliczać ilość swoich obowiązków, pracy, zadań, które regularnie muszą wykonywać. Jo wykrzykuje:

"Niech każda kupi sobie to, na co ma ochotę. Uważam, że pracowałyśmy dość ciężko, by zasłużyć na odrobinę przyjemności!"

Wcześniej jednak Meg tłumaczy dlaczego w tym roku mama zaproponowała, by zrezygnować z podarunków gwiazdkowych:

"Zanosi się na ciężką zimę i nie powinnyśmy wydawać pieniędzy na przyjemności, kiedy nasi mężczyźni cierpią na wojnie. Nie możemy wiele pomóc, ale stać nas na na drobne wyrzeczenia i powinniśmy czynić to z radością. Ale obawiam się, że wcale mnie to nie cieszy..."


I tu chciałabym na chwilę się zatrzymać. Początek rozdziału pierwszego, Zabawa w pielgrzymów, pokazuje nam "normalne" problemy nastolatek. W dzisiejszych czasach młodzież mierzy się z takimi samymi trudnościami - porównywanie do innych, kompleksy, narzekanie, pesymizm, ocenianie innych na podstwie ich dóbr materialnych, tego, co posiadają, jak się ubierają. Rozmowy sióstr niczym zatem nie odbiegają od takich, które są prowadzone obecnie w wielu domach wśród rodzeństwa, znajomych, młodych przyjaciół. 

Przywiązanie do rzeczy materialnych jest bardzo zgubne i w Piśmie Świętym możemy znaleźć na ten temat wiele pouczających fragmentów:

"Oświadczam wam: bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam oświadczam: łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igły, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego"
(Mt 19,23)

"Nie opierajcie swoich nadziei na dopuszczaniu się krzywdy, nie budujcie swych marzeń na grabieży; jeśli nawet napływa bogactwo, nie przywiązujcie do niego serca"
(Ps 62,11)

"Słodki jest sen niewolnika, czy zje mało, czy dużo; a kto syty bogactw musi zapomnieć o wyspaniu się"
(Koh 5,11)

"Wielu już bowiem zepsuło złoto, nawet serca królów wypaczyło"
(Syr 8,2b)

"Ziarnem jest słowo Boga. Tymi przy drodze są ci, którzy usłyszeli, lecz potem przychodzi diabeł i wyrywa słowo z ich serc, aby uwierzywszy, nie zostali zbawieni. A tymi na skale ci, którzy, gdy tylko  usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz brak im korzenia. Do czasu wierzą, a w porze próby odstępują. Tym, które padło między osty, są tacy, którzy usłyszeli, lecz ponieważ idą za różnymi pożądaniami, za bogactwem, za przyjemnościami życia, duszą się i nie wydają dojrzałego plonu"
(Łk 8, 11-14)

I chociaż same pieniądze są w naszym życiu narzędziem potrzebnym do funkcjonowania - w końcu wymyślono je, aby ułatwić nam rozliczenie za naszą pracę chociażby - to problem stanowi chciwość, chęć posiadania ciągle więcej, co za tym idzie - jeśli mamy mniej od innych, często może doprowadzać to do frustracji - zupełnie jak nasze młode, dorastające bohaterki książki. Warto zatem zastanowić się czy my także nie przywiązujemy zbyt dużej uwagi rzeczom materialnym?



Meg w dalszej części rozmowy stwierdza:

"Pomyśleć tylko, jak dobrze i szczęśliwie by się nam żyło, gdybyśmy nie miały tylu zmartwień!"

Och, jakże kusząca to myśl o życiu idealnym i bezproblemowym! Pytanie tylko, czy ktoś takie w ogóle posiada? Każdy z nas ma swoje trudności, lęki, krzyż, który musi nieść, nieprzepracowane emocje,  sytuacje wymagające cierpliwości i wyrzeczeń. Brzemiona, jakie przychodzi nam dźwigać tak naprawdę uczą nas miłości, oddania, pokory, wyrozumiałości. Pan mówi do nas:

"Oto dałem ci polecenia. Bądź mocny i dzielny; nie ulegaj lękom, nie bój się, bo z tobą będzie Pan, twój Bóg, dokądkolwiek podążysz"
(Joz 1,9)

Przychodzi jeden z moich ulubionych momentów w tym rozdziale, kiedy to zegar wybija godzinę szóstą i siostry zabierają się za domowe porządki. Niedługo do domu ma wrócić ukochana mama, czule nazywana "mamisią", więc dziewczęta robią wszystko, co w ich mocy, by na samym już wejściu czuła się kochana i zaopiekowana. Jo zauważa, przy okazji ogrzewania pantofli mamy przy kominku, że są one już mocno zniszczone. Zaczyna się między siostrami ponownie dyskusja związana z wydaniem jednego dolara, który mają do dyspozycji na zakupy świąteczne. Nie myślą już jednak o swoich uciechach, potrzebach, przyjemnościach, tylko wszystkie chcą sprawić prezent i niespodziankę dla ukochanej mamy. 

Dla mnie to bardzo wzruszający obraz. Dzieci chcą zadbać o ukochanego rodzica, docenić jej pracę, miłość, codzienną troskę, opiekę. Widzą, że w tej codzienności, kiedy chodzi do pracy, a tata przebywa na wojnie, na samym końcu myśli o swoich potrzebach. Córki zaczynają planować i wymieniać wszystkie rzeczy, które mamie mogą się przydać zimą: porządne pantofle, rękawiczki, flakonik wody kolońskiej, kilka ładnie obrębionych chusteczek. Mają przed oczami obraz, jak mama otwiera wszystkie paczuszki i cieszy się prezentami - chcą cieszyć się jej radością. Widać tu bardzo, jakie mają prawdziwie piękne serca. Jak szybko dotarło do nich, że troska o bliskich jest najpiękniejszym powołaniem, jakie otrzymujemy w życiu.

"We wszystkim dawałem wam przykład, że tak pracując, powinniście pomagać słabym i pamiętać o słowach Pana Jezusa, bo to On powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu"
(Dz 20,35)




Jo, Meg, Amy i Beth zaczynają się trochę wygłupiać, pokazując między sobą swój aktorski talent. Tak mija im czas, aż do przyjścia mamy, Pani March. Tak Louisa May Alcott opisuje jej osobę:

"Aktorki i publiczność odwróciły się, by powitać wysoką panią o macierzyńskim wyglądzie, która całą swoją postawą zdawała się pytać: "Czym mogę służyć?". Choć niezbyt elegancko ubrana, robiła nobliwe wrażenie, a dziewczęta i tak uważały, że pod szarym płaszczem i niemodnym kapeluszem kryje się najcudowniejsza z matek".

Zaczyna się domowy gwar. Czuć bardzo unoszącą się w powietrzu: miłość, troskę, zainteresowanie, bliskość, czułość. Domownicy zwracają się do siebie używając zdrobnień, mama pyta córek, jak minął im dzień. Słucha, wkładając na stopy wcześniej ogrzane pantofle i rozkoszuje się najmilszą godziną swego pracowitego dnia, siedząc w fotelu przed kominkiem. Każda z nich stara się przyczynić do jej wygody. To przepiękny obraz relacji mamy z dziećmi. Obraz kochanej mamy.

"Jej mąż, gdziekolwiek przebywa, nie musi o dom się martwić; wszyscy jej domownicy są dobrze odzialni. (...) Gdy usta swe otwiera, to mądrze i zgodnie z Prawem. Jej jałmużny umocniły jej dzieci, i bogate się stały"
(Prz 31,21-28)

To, na co zwróciłam uwagę, to dbanie o wspólny posiłek przy stole. To tam toczą się dyskusje, rozmowy, kolejne opowieści. To także poczucie bezpieczeństwa, bliskości, prawdziwe bycie sobą, bez skrępowania, z pozytywnymi uczuciami. 

W książce Boskie świętowanie, przeczytamy takie słowa współautorki, Marii Miduch:

Biblijne zaproszenie do stołu jest zaproszeniem do spotkania z łaską kochającego i tęskniącego Boga. To miejsce dziękczynienia, miejsce uświadomienia sobie obdarowaniajakiego doświadczamy, a także miejsce spotkania z tajemnicą Boga, który podtrzymuje życie człowieka. (...) Stół i to, co się na nim znajduje, jest zaproszeniem do wejścia w relację z drugim człowiekiem, ale też z Bogiem, który objawia się jako żyjący, kochający, tęskniący".

"Oczy wszystkich z nadzieją patrzą na Ciebie, i Ty dajesz im pożywienie o właściwej porze. Ty otwierasz swą dłoń i wszystko, co żyje, napełniasz błogą sytością"
(Ps 145,15-16)

Zachwyca także radość córek na wieść o tym, że ich tata przysłał list z wojny. Odczytywanie go jest dla nich bardzo ważne, wyjątkowe, pełne emocji - bo kochają, tęsknią, martwią się. Tatuś, jak go nazywają, nie narzeka na swój los, nie pisze o trudach, ani o tęsknoscie za domem. List jest wesoły, pełen opisów życia w obozie, wojskowych nowinek. Przekazuje wyrazy miłości swoim córkom, pisząc, że co wieczór modli się za nie. Są jego największą pociechą i czule nazywa je "małymi kobietkami".




Na końcu rozdziału, Pani March przypomina dziewczyną ulubioną zabawę z dzieciństwa, kiedy to z radością odgrywały "Wędrówkę pielgrzyma". Warto pokusić się o przeczytanie przypisu w książce i wyjaśnienie, że "bohaterem tej opowieści jest Chrześcijanin, który obarczony brzemieniem ciężkich obowiązków i grzechów wędruje do nieba. Zanim zdrożony pielgrzym trafi do Niebiańskiego Grodu, u którego progu brzemię samo spanie z jego pleców, musi stawić czoło wielu niebezpieczeństwom". 

Mama opowiadała zasłuchanym córkom:

"Przywiązywałam wam na plecach worki jako brzemię, dawałam wam kapelusze, kije i zwoje papieru, a potem wędrowałyście po całym domu od piwnic, czyli Miasta Zagłady, aż na sam szczyt, gdzie gromadziłyście wszystko, co najśliczniejsze, żeby zbudować Niebiański Gród".

W opisie tym widać wyraźnie kontrast między dołem (piwnicą), a górą (szczytem). Odczytujemy to jako ciemność i światło, o czym w Piśmie Świętym możemy przeczytać:

"Mądry ma oczy w swej głowie, a głupiec chodzi w ciemności"
(Koh 2,14)

"Ja jestem światłem świata. Kto pójdzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia"
(J 8,12)

Dziewczęta pamiętają, że rzeczywiście ta zabawa sprawiała im wiele radości, jednak teraz uważają, że są na to już za duże. Pani March jednak uspokaja swoje córki, mówiąc, że tak naprawdę ta zabawa ciągnie się za nami przez całe życie. 

"Nasze brzemiona są tutaj, droga rozpościera się przed nami, a tęsknota za dobrem i szczęściem prowadzi nas wśród wielu trosk i błędów do Niebiańskiego Grodu. A więc, moi mali pielgrzymi, proponuję, żebyśmy zaczęły od nowa, ale na serio, nie na niby".

I tu kolejny raz wracamy do wymienianych na początku tobołków, które noszą małe kobietki. Wszystko, co sprawia im trudność, co jest dla nich ciężkie do zniesienia, wymaga cierpliwości i poświęcenia, a nawet pokory. 

"Wędrówka pielgrzyma" to nic innego jak określenie pracy nad sobą. To ciągłe przykładanie się do tego, by stawać się lepszym człowiekiem - dla siebie i innych. Rozczula mnie bardzo, gdy na końcu Jo mówi do sióstr:

"Dziś tkwimy w Bagnie Rozterki, a mama przyjdzie nas wyciągnąć, jako Pomoc. Powinniśmy mieć zwoje ze wskazówkami jak Chrześcijanin, skąd je weźmiemy?".

Na co mama ze spokojem odpowiada, że w świąteczny poranek każda z córek znajdzie pod poduszką swój przewodnik. Czy to nie piękne, że Jo jest pewna pomocy swojej mamy? Wie doskonale, że chociażby wszystkie błądziły po "bagnach", mama będzie przy nich.



* * *

Czytałam ten rozdział z ołówkiem w ręku, zaznaczając, które fragmenty są najważniejsze. Na marginesach dopisywałam swoje komentarze i chyba najważniejszym z nich był: "Każdy z nas wędruje jak pielgrzym". Na końcu przeczytałam rozważania z książeczki Rachel Dodge "The Little Women Devotional", gdzie autorka również zwróciła na to uwagę, pisząc "We all are on a pilgrimage", nawiązując tę myśl do Listu do Hebrajczyków:

"Przecież tutaj nie mamy trwałego miasta, lecz ubiegamy się o to, które ma przyjść"
(Hbr 13,14)

Od siebie dodam także:

"W domu mojego Ojca jest mieszkań wiele, Gdyby tak nie było, powiedziałbym wam. Oto idę przygotować wam miejsce! Gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, znowu przyjdę i wezmę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie ja jestem. A znacie drogę tam, dokąd idę"
(J 14,1)

Choć do Nieba każdy z nas ma inną drogę, to jednak wszyscy napotykamy na niej wiele trudności i brzemion, które ciążą nam jak kamienie. Z czasem jednak mogą one okazać się błogosławieńswtem, bo dzięki nim tak wiele o sobie odkrywamy. Dzięki nim wciąż jesteśmy na drodze rozwoju ,i pracy nad sobą. 

"Moje żałosne skargi zamieniłeś w taniec, podarłeś mój wór pokutny i opasałeś mnie radością"
(Ps 30,12)

Błogosławię, jeśli doczytaliście do końca! 



1 komentarzy

Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.