Św. s. Faustyna, mimo wielu moich prób podejścia do Dzienniczka, a także przeczytanych książek na jej temat, wciąż wydawała mi się w takiej osobistej relacji dość niedostępna. Wiele z jej zapisków nie rozumiałam wcale, wydawały mi się nie do przejścia, a cały Dzienniczek po prostu "za ciężki." Odkładałam go na półkę w połowie lektury z lekkim rozczarowaniem, że przecież miałam jakiś impuls, by zacząć go czytać, a tu znów ląduje na regale. Podobnie miałam z Dziennikiem duchowym Uwierzyłam Miłości s. Leonii Nastał, mniej znanej polskiej mistyczki, służebnicy bożej. Kilka prób podejścia do obszernej lektury kończyło się decyzją, że to chyba nie jest najlepszy moment na tę książkę. Święci natomiast dają nam sygnały, jak krótkie SMS-y, które pokazują nam kierunek, pewną drogę, w której właśnie teraz chcą nam towarzyszyć. Czy to możliwe, aby obie mistyczki w tym samym czasie, upominały się, by spędzić z nimi cały rok, zbliżając się do Bożego Miłosierdzia?
Podczas modlitwy przy relikwiach Świętej poczułam przyjemne ciepło na sercu. Taki błogi spokój. Zupełnie jak wtedy kiedy czujemy się bezpieczni i otuleni miłością przez bliskich. Pomyślałam, że to może znak od s. Faustyny, że chce, bym poznała bliżej Boże Miłosierdzie, a ona sama, jako święta patronka jest dostępna także dla mnie.
Otworzyłam niedawno jej Dzienniczek ponownie i przeczytałam zdanie:
"Twoim zadaniem jest napisać wszystko, co ci daję poznać o Moim miłosierdziu dla pożytku dusz, które czytając te pisma, doznają w duszy pocieszenia i nabiorą ODWAGI zbliżać się do Mnie. (...) Czyń tylko tyle, ile możesz" (Dz. 1693).
Zdecydowanie potrzebuję teraz wiele odwagi, by zbliżać się do Jezusa i Jego Miłosierdzia.
Odkąd rok temu zapoznałam się z biografią służebnicy bożej s. Leonii Marii Nastał Sekret świętości, autorstwa Agnieszki Bugały (o której pisałam TUTAJ), patronka ta, co jakiś czas przypomina mi o sobie. W recenzji książki zaznaczyłam, że czuję do tej Siostry ogromny sentyment, właściwie dzięki mojej mamie. Przytoczyłam także historię, wyjaśniającą dlaczego tak jest:
"Na koniec chciałam opowiedzieć skąd właściwie ten sentyment do Sióstr Służebniczek w moim sercu - pewnie też stąd chęć głębszego poznania tak wspaniałej współsiostry, polskiej Teresy od Dzieciątka Jezus.
Lata temu, gdy moja Mama uczęszczała do Szkoły Podstawowej, uczyła ją religii pewna siostra zakonna o imieniu Łucja. Zawsze wspominała, że miała ona pogodne, uśmiechnięte, pełne dobra oczy. Takie, których nigdy się nie zapomina. Po ukończeniu nauczania - jak to bywa w życiu - każdy idzie w swoją stronę. Czasem przypadkowo spotkały się jeszcze, jak mama była panienką, na Mszy Świętej w parafialnym kościele.
Latem 2021 roku, wracając z krótkiego urlopu, moi rodzice jadą przez Starą Wieś. Właściwie to stoją w korku, bo akurat tego dnia wiele turystów wracało tą samą trasą. Powoli mijają Dom Generalny Sióstr Służebniczek. Mama rozglądając się i rzucając ostatnie spojrzenia na tamtejszy krajobraz, dostrzega starszą siostrę zakonną. Idzie żwawym krokiem, uprawiając nordic walking. Mignęło jej jedynie spojrzenie siostry, ale po chwili traci ją z widoku, bo skręca na posesję Zgromadzenia. W głowie mamy pojawia się wiele migawek z życia, ale te oczy - dobre, ciepłe - są przecież tylko jedne. Nie, to niemożliwe, że byłaby to s. Łucja! Minęło tyle lat! - głowiła się mama, obliczając ile właściwie minęło czasu. Podzieliła się swoją refleksją z tatą, ten nawet chciał zawracać, ale mama uznała, że to na pewno nie ta osoba, o której myśli.
Mija kilka dni, mamie nie daje spokoju cała ta sytuacja, zaczyna trochę żałować, że rzeczywiście nie zawrócili. Odszukuje w internecie dane kontaktowe do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek w Starej Wsi i wybiera podany numer telefonu. Po kilku sygnałach odbiera jedna z Sióstr. Mama przedstawia się, przeprasza za swoje chaotyczne myśli i to, co chce przekazać i opisuje krótko sytuację - że w dzieciństwie s. Łucja uczyła ją religii w jej stronach rodzinnych, że czuła do niej wielką sympatię, pamięta ją dokładnie, a po wielu latach, kilka dni temu, widziała siostrę zakonną w miejscowości Stara Wieś, która maszerowała z kijkami w stronę Zakonu, i która bardzo przypominała jej właśnie tę s. Łucję sprzed lat. W słuchawce, po kilku sekundach ciszy, słyszy słowa: "No to jestem ja... Jadzia?".
Możemy jedynie wyobrazić sobie emocje, jakie wzbudziła ta rozmowa, cała sytuacja, jak scenariusz z dobrego filmu - a jednak wydarzyła się naprawdę. Podczas tej rozmowy wymieniły się prywatnymi numerami telefonów, a nie dalej jak kilka dni temu, mama dostała małą przesyłkę od s. Łucji z poświęconym medalikiem z Medjugorie i obrazkami Świętych, w tym s. Leonii oraz założyciela Zgromadzenia, bł. Edmunda Bojanowskiego z jego relikwiami. Dopiero, gdy mama wysłała mi zdjęcia tego podarunku, skojarzyłam, że przecież teraz recenzuję książkę "Sekret Świętości", którą z pewnością pożyczę jej do przeczytania. Dodatkowo, Św. Łucja to moja patronka z bierzmowania.
Sentyment mam zatem trochę zaczerpnięty od mojej mamy, cała ta historia sprawia, że robi się ciepło na sercu. Czasem mamy w sobie takie odważne przekonanie, że już kogoś nigdy nie zobaczymy, a Pan Bóg lubi sprawiać takie piękne, pełne dobra niespodzianki.
Niby to tylko oczy, ale jeśli ktoś patrzył nimi na nas ze szczerą miłością, to nie sposób o nich zapomnieć przez całe swoje życie".
Podczas zeszłorocznego Adwentu dowiedziałam się, że wydawnictwo Edycja Świętego Pawła, wyda książeczkę z Nowenną przed uroczystością Bożego Narodzenia z rozważaniami według tekstów z Dziennika duchowego s. Leonii. Podobna książeczka ma pojawić się z rozważaniami na Wielki Post. Oczywiście pomyślałam wtedy, że kolejny raz siostra przypomina o sobie, zwłaszcza, że kilka dni wcześniej znów na moim nocnym stoliku, pojawił się jej Dziennik. Niedawno podczas jego lektury podkreśliłam fragment, w którym Jezus mówił do siostry Służebniczki takie słowa:
"Nie przestanę mówić do ciebie, bo to właśnie oderwie cię od ziemi i zjednoczy ze Mną. Pragniesz miłości... A czyż uczniowie idący do Emaus nie mówili, że serce ich pałało, gdy rozmawiałem z nimi i pisma im wykładałem? Słowa moje duchem i żywotem są. Nie przestanę mówić do ciebie, bo chcę, aby się na tobą okazała wielkość miłosierdzia Bożego, bo chcę przez ciebie przemówić do dusz małodusznych, jak twoja, by im dodać OTUCHY i SIŁY" (Dz. 23).
Końcem roku, przeglądając outletowe książki na stronie Wydawnictwa Karmelitów Bosych, zobaczyłam książeczkę 365 dni z Bożym miłosierdziem, o. Jerzego Zielińskiego OCD. Nie czytając opisu - dodałam do koszyka. Ucieszyłam się, że będę mieć kolejną lekturę z tej serii, ponieważ mam już wersję 365 dni ze Świętymi Karmelu, która bardzo często towarzyszy mi w codziennych rozważaniach. Gdy książka dotarła, odłożyłam ją na komodę z myślą, że zacznę czytać ten codziennik od 1 stycznia. Pewnego dnia wzięłam ją jednak do ręki i zapoznałam się dokładniej z jej opisem. Myślałam, że będzie to książka oparta jedynie na cytatach Świętych Karmelu, ukierunkowana na Boże Miłosierdzie. Opis książki jednak był inny...
"Inspiracją dla książki 365 dni z Bożym miłosierdziem są nauki Chrystusa skrzętnie notowane przez dwie polskie mistyczki.Pierwsze źródło to Dzienniczek świętej Faustyny Kowalskiej (1905-1938). Drugie źródło, coraz bardziej rozpoznawalne wśród polskich czytelników sięgających po literaturę religijną, to Dziennik duchowy służebnicy Bożej siostry Leonii Marii Nastał (1903-1940) ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej.
Każdy miesiąc roku został tu poświęcony rozważaniu innego aspektu Bożego miłosierdzia nad światem, ukazanego mistyczkom przez Chrystusa".
Poczułam, że to na pewno nie przypadek, że akurat tą książkę włożyłam do koszyka.
Początkiem roku często losujemy swoich patronów. Często widzimy na ekranie postać zupełnie nam nieznaną, albo wiemy o niej niewiele. Bywa i tak, że pojawia się osoba, która już w jakiś sposób skradła nam serce swoim życiorysem i drogą do świętości. Losowanie patrona to propozycja świętego, którą możemy przyjąć z otwartym sercem, by poznać go bliżej. Święci wnoszą wiele dobra w naszym życiu, pokazując coś o nas samych, więc uważam, że nie ma w tym temacie przypadków czy zbiegów okoliczności. Przykładem na to jest moja relacja ze św. Ritą czy znaki od św. Filipa Neri, którego akurat wylosowałam jako patrona na ten rok. W przypadku obu mistyczek, św. Faustyny i służebnicy bożej s. Leonii, widzę wyraźny znak. Zaproszenie, by zbliżyć się do Jezusa Miłosiernego.
Po bardzo trudnych ostatnio dla mnie dniach, przeczytałam w Dzienniczku św. Faustyny:
"Teraz połóż głowę na piersiach Moich, na sercu Moim i zaczerpnij z niego siły i mocy na wszystkie cierpienia, bo gdzie indziej nie znajdziesz ulgi, pomocy ani pociechy. Wiedz o tym, że wiele, wiele cierpieć będziesz, ale niech cię to nie przeraża, Ja jestem z tobą" (Dz. 36).
Dodatkowo w zapiskach s. Leonii przeczytałam:
"Gdybyś wiedziała, jak ty jesteś pełna nędzy i niedoskonałości... Gdybym cię teraz wziął do nieba i ukazał ci świętych, którymi się otaczam, tobyś się tak zawstydziła na widok swoich niedoskonałości, żebyś co prędzej chciała się ukryć w ranie mego najsłodszego Serca, by nie być widziana" (Dz. 17).
Największą radością miłosiernego Serca Boga są powracający synowie marnotrawni.
Trafiłam dzisiaj także na tekst W szkole Teresy: uznać swoją słabość, którego fragment chciałabym tutaj pozostawić, mając na uwadze jubileuszowy rok, w którym wspominamy 150 rocznicę urodzin św. Tereski od Dzieciątka Jezus:
"Wewnętrzna wolność, wewnętrzne uzdrowienie następuje, gdy oddamy swoją nędzę Bogu, gdy uznamy swoją słabość, grzeszność i niedojrzałość, gdy przestaniemy tak skupiać się na własnej nicości, a zaczniemy coraz bardziej na Umiłowanym. To nieprawdopodobny skok w przepaść, ciemność; moment zaprzestania ufności głównie we własne siły i powierzenia się Temu Drugiemu bez granic. Święta Teresa powie nam tak:
„Zgódź się stać małym dzieckiem, pełniąc wszystkie cnoty, ty podnoś tylko stale nóżkę, aby wejść na pierw- szy stopień świętości. Nie uda ci się wejść nawet na niego, ale Bóg wymaga od ciebie jedynie dobrej woli. Uwierz, a zobaczysz, że na szczycie schodów Bóg na ciebie czeka… i patrzy z miłością. Wkrótce zwyciężony twymi daremnymi wysiłkami, zejdzie sam, weźmie cię w ramiona i uniesie na zawsze do swego królestwa.
Rób tyle, ile potrafisz, nawet jeśli to jest niewiele, prawie nic. Patrząc z boku, może dla wielu osób będzie to właśnie nic, nieudolność, słabość, ale Bóg nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych i ponad nasze siły. On pragnie, prosi o oddanie Mu wszystkiego, jeśli nawet w porównaniu z innymi na dzisiaj to jest bardzo niewiele, ale z naszej perspektywy to jest WSZYSTKO".
To zupełnie jak słowa Jezusa, który mówił do Faustyny (i do Ciebie):
"Czyń tylko tyle, ile możesz..."
- bo czasem naprawdę nie możemy, nie potrafimy, nie mamy możliwości na więcej.
Boże, źródło nieskończonego miłosierdzia,
spraw, abym przez Ciebie natchniona poznała, co jest słuszne,
i z Twoją pomocą to wypełniła.
Amen.
1 komentarzy
Mam także ksiażeczkę " 365 dni z Bożym Miłosierdziem", która już mam jakiś czas, niestety odłożona na półce i teraz dzięki Pani wpisowi, sięgnęłam do przeczytania. Zamówiłam także " Codziennie Małych Kobietek", a pod choinkę dostałam" Skarb Calwady" z Pani polecenia. Bardzo dziękuję za Pani wpisy i pozdrawiam serdecznie.Iwona
OdpowiedzUsuńDziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.