Po lekturze wielu książek związanych z duchowością - z rozważaniami, modlitwami, zapiskami z życia świętych - zwykle moja czytelnicza strona duszy woła głośno o dobrą powieść. Taką, która mnie urzeknie, zaciekawi na tyle, że nie będę w stanie się od niej oderwać. Taką, której bohaterowie będą wzbudzać we mnie emocje, naprzemian śmiejąc się z ich zabawnych dialogów i niepokojąc o dalsze losy. Taką, gdzie angażująca fabuła i zaskakujące zwroty akcji sprawią, że już w połowie książki zacznę się zastanawiać czy będzie jej kolejna część. Wszystko to znalazłam czytając najnowszą powieść Francine Rivers Skarb Calvady. Co może łączyć wygnaną bostońską sufrażystkę i wydziedziczonego żołnierza Unii? Czy jedna zdeterminowana osoba, w dodatku kobieta, może wpłynąć na całe społeczeństwo - w tym robotników kopalni?
Calvada. Maleńka górnicza osada położona w górach Sierra Nevada na pograniczu Kalifornii. To tutaj przybywa z Bostonu Kathryn Walsh, młoda, atrakcyjna, wykształcona kobieta, by przejąć spadek po wujku. I byłoby to całkiem zrozumiałe, gdyby mieli jakąś szczególną rodzinną więź, utrzymywali ze sobą kontakt, pisząc regularnie listy, ale intrygujące już na samym początku tej opowieści jest to, że bohaterka nie zdążyła nawet tego wujka poznać. Był on dla niej nieznanym człowiekiem, który skądś wiedział o jej istnieniu i to właśnie jej chciał przepisać cały swój dobytek. A był to zaledwie malutki, zaniedbany domek, prasa do druku gazety i... zupełnie bezwartościowa kopalnia. Kobieta zarządzająca kopalnią w XIX wieku? Niemożliwe!
W drodze do Calvady, Kathryn zapytała swojego współpasażera, co ciekawego może jej opowiedzieć o tej miejscowości. Ten parsknął tylko śmiechem i odpowiedział "Cóż, to na pewno nie Boston!". Chyba trudno było jej sobie na początku wyobrazić do jakiego miejsca właściwie posyła ją Bóg, ale przecież nie ma przypadków. Na miejscu powitał ją nieprzyjemny zapach z kanału, błoto po kostki, końskie łajno, strzały, dźwięk tłuczonego szkła i męskie okrzyki w pobliskiej knajpie. Wśród nich był Matthias Beck. Właściciel baru i hotelu w Calvadzie, a przy okazji najlepszy przyjaciel zmarłego wuja Kathryn. Czy przez to nasza bohaterka będzie zmuszona do częstszego kontaktu z Beckiem?
Wraz z upływem tygodni Kathryn oswaja się z Calvadą. Nieużywana prasa okazuje się być bardzo porządanym towarem w miasteczku, którą wiele osób chce od niej odkupić. Obserwując jednak, że mieszkańcy karmią się jedynie nierzetelnymi informacjami z jedynej dostępnej gazety, postanawia wznowić sprzedaż i druk "Głosu Calvady", gazety wypuszczanej regularniej przez jej zmarłego wuja. Czy wspominałam o tym, że Kate lubi ściągać na siebie nie tylko wzrok mężczyzn, ale także kłopoty? Łatwo się domyślić, że w małym miasteczku musi być ktoś, kto jest najbardziej majętny i od niego zależą losy wielu ludzi. Burmistrz. Takie osoby jak on nie lubią, gdy im się przeszkadza, zwłaszcza pisząc w gazecie kilka słów prawdy. Och! Bardzo w stylu Walshów! W stylu Matthiasa Becka jest natomiast trzymanie ręki na pulsie i zaopiekowanie się kobietą, na widok której jego serce zaczyna mocniej bić. A przecież obiecał sobie, że już nigdy więcej miłości...
Autor: Francine Rivers
Okładka: miękka
Ilość stron: 520
Data premiery: 2022
Wydawnictwo: Wydawnictwo Szaron
0 komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.