Czy masz czasami dość promowania wszechogarniającego piękna w mediach społecznościowych? Idealnie wyrzeźbionego ciała, które pozuje w perfekcyjnie posprzątanej sypialni? Oczywiście do tego dodamy nienaganny makijaż i gęste, zdrowe włosy oraz uśmiechniętego bobasa w body z Baby GAP przy nowej, pastelowej, drewnianej zabawce, no bo oczywiście wyraźne kolory plastiku nie pasowałyby do wystroju mieszkania. Nie wiem w jakim kierunku zmierza to ciśnienie na bycie idealną Instagramerką, ale na szczęście są osoby, które stanowczo mówią "nie" perfekcyjnemu obrazowi w mediach społecznościowych. Myślę, że znacie już lub przynajmniej słyszeliście o Celeste Barber. Kobiecie, która zrobiła światową karierę poprzez swój humor i wielki dystans do siebie. Słynie z parodiowania instagramowych zdjęć największych gwiazd - i muszę przyznać - robi to obłędnie. 19 czerwca będzie miała premierę jej pierwsze książka "Challenge Accepted!" (Wyzwanie przyjęte!), w której w sposób dowcipny rozprawia się z niedorzeczną obsesją na punkcie pokazywania perfekcyjnego życia i pragnienia sławy w sieci.
Autorka otwarcie pisze, bezpośrednio i bez owijania w bawełnę, jak bardzo nie podoba się jej kreowanie lukrowego, przesłodzonego obrazu życia codziennego w mediach społecznościowych. Jej zdaniem może to mieć ogromny wpływ na kobiety, które nie radzą sobie lub gubią się w swoich obowiązkach związanych chociażby z macierzyństwem czy chęcią poprawienia swojej sylwetki, co zazwyczaj kończy się niepowodzeniem. Kobiety, najczęściej matki po porodach, porównują swoje nieidealne ciała do perfekcyjnie wyrzeźbionych brzuchów kobiet, które fascynują się sportem i zdrowym trybem życia. Nie oszukujmy się - to totalnie dwa światy. Porównywanie ich do siebie może wpędzić niejedną kobietę w kompleksy.
W książce znajdziemy wiele historii z jej życia - nawet z czasów dzieciństwa. Wyznaje, że w okresie szkolnym ujawniła jej się choroba zwana ADD (zaburzenia koncentracji uwagi), co z resztą odziedziczyła po swoim ojcu. Zawsze miała dobre zamiary, co do przygotowywania się do szkolnych zajęć: chęć do nauki, kolorowe długopisy do podkreślania najważniejszych kwestii, skrupulatny grafik nauczania. Gdy przychodził moment, że już książka lądowała w jej dłoniach - czar pryskał. Celeste myślała zupełnie o czymś innym i kompletnie nie potrafiła skupić się na tekście. Przez zaburzenia koncentracji musiała uczęszczać do szkoły specjalnej, gdzie nauczyciele mogli jej poświęcać więcej czasu. Przez długie lata leczyła się Ritalinem, dzięki któremu udało się jej skupiać swoje myśli podczas nauki.
Wspomina o tym jak była w szkole nękana, ale i też w jaki sposób dała sobie z tym radę. Pisze, jak doszło do jej historii #metoo i dlaczego jest feministką - chociaż nie zgadza się ze stwierdzeniem, że wszystkie kobiety powinny się wspierać. Wyjaśnia to w prosty sposób: jeśli nie podoba się jej to, co robisz, zarabiasz na życie, uwłaczając innym ludziom lub sprawiasz, że inne kobiety płaczą z powodu nierealnych standardów wyglądu, które narzucasz lub próbujesz przeforsować kit na temat tego, jak powinno wyglądać macierzyństwo to po prostu nie zamierza cię w tym wspierać tylko dlatego, że jesteś kobietą. Uważa, że body shaming to wszechogarniający biznes, przejmujący władzę nad światem.
Bardzo podobał mi się rozdział o miłości do społeczności LGBTQI. Autorka pisze, jak bardzo jej przykro, że osoby homoseksualne są często oceniane z góry, poniżane i traktowane niesprawiedliwie. Celeste marzy wręcz o tym, aby w szkołach nie było podziału na typowe zachowania damsko-męskie. Jej zdaniem, byłoby cudownie, gdyby jej synów uczyli w szkole o równości praw zamiast "fanatycznego bełkotu, który wbija się dzieciakom do głowy".
W książce znajdziemy także rozdziały poświęcone jej rodzicom, mężowi (a nawet "seksownemu mężowi), diecie, o tym jak została antyinfuencerką, o miłości do tańca.
Uważam, że książka jest wciągająca - trochę jak poradnik z dowcipem na przykładzie własnych historii. Najważniejszym morałem jaki Celeste chce przekazać w swoich tekstach jest na pewno dystans. Wręcz apeluje o wrzucenie na luz w wielu życiowych kwestiach i porzuceniu obsesji na punkcie idealnego, bajkowego świata. Jeśli również masz dość przerysowanego obrazu, z którym musisz spotykać się na co dzień i może z tego powodu było Ci nawet przykro, to koniecznie sprawdź co Celeste ma w tym temacie do powiedzenia.
Bardzo podobał mi się rozdział o miłości do społeczności LGBTQI. Autorka pisze, jak bardzo jej przykro, że osoby homoseksualne są często oceniane z góry, poniżane i traktowane niesprawiedliwie. Celeste marzy wręcz o tym, aby w szkołach nie było podziału na typowe zachowania damsko-męskie. Jej zdaniem, byłoby cudownie, gdyby jej synów uczyli w szkole o równości praw zamiast "fanatycznego bełkotu, który wbija się dzieciakom do głowy".
W książce znajdziemy także rozdziały poświęcone jej rodzicom, mężowi (a nawet "seksownemu mężowi), diecie, o tym jak została antyinfuencerką, o miłości do tańca.
Uważam, że książka jest wciągająca - trochę jak poradnik z dowcipem na przykładzie własnych historii. Najważniejszym morałem jaki Celeste chce przekazać w swoich tekstach jest na pewno dystans. Wręcz apeluje o wrzucenie na luz w wielu życiowych kwestiach i porzuceniu obsesji na punkcie idealnego, bajkowego świata. Jeśli również masz dość przerysowanego obrazu, z którym musisz spotykać się na co dzień i może z tego powodu było Ci nawet przykro, to koniecznie sprawdź co Celeste ma w tym temacie do powiedzenia.
SZCZEGÓŁY KSIĄŻKI:
Autor: Celeste Barber
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
Data premiery: 19 czerwca 2019
Wydawnictwo: WYDAWNICTWO MUZA
2 komentarzy
Hej. Nie słyszałam wcześniej o tej kobiecie tzn od niedawna o niej wiem i weszłam na jej instagram. Robi coś innego niż większość i to się okazało sukcesem. Porusza ważne tematy i robi to z humorem więc tylko pogratulować. Zrobiła niezły show ;) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńDokładnie, trochę humoru jest nam wręcz potrzebne :) Pozdrawiam!
UsuńDziękuję za zostawienie komentarza na moim blogu.